Książka o wiele mniej skandaliczna i emocjonująca niż można się spodziewać. Dramat dość wymuszony i nie wzbudzający emocji. Winę tu ponoszą płaskie postacie bohaterek, których losy śledzimy. Nie polecam.
Zakonnica, playboy,
filantrop
Niech nie da się zwieść,
ten kto pomyśli, że „Niewyznane grzechy siostry Juany” jest
powieścią biograficzną. Postać na której koncentruje się akcja,
siostra Juana Ines de la Cruz, oparta została na istniejącej
meksykańskiej uczonej i pisarce, która w młodym wieku wstąpiła
do zakonu. Fabuła streszcza kilka epizodów z jej życia. Jednak
książkowa Juana jest postacią fikcyjną i papierową do tego
stopnia, że można by z niej zrobić samolocik.
Ta Juana, którą
poznajemy dzięki autorce, Kyrze Galvan, składa się prawie
wyłącznie z cech, które przypisują jej pozostałe postacie. Na
kartach powieści, nie znajdują niestety potwierdzenia. Mamy więc
bohaterkę podobno piękną, podobno diabelnie
inteligentną, podobno wesołą, podobno błyskotliwą,
podobno utalentowaną w wielu dziedzinach i podobno
posiadającą niezwykły urok osobisty. Z taką postacią bardzo
trudno się identyfikować.
Juana na przestrzeni
kilkudziesięciu stron jest damą dworu, femme fatale, namiętną
kochanką, uczynną ciotką, zakonnicą, pisarką, malarką, a nawet
tajną agentką. Niestety nawet z tak bogatą biografią, nie udało
się zaangażować czytelnika w jej losy. Autorka stosuje tanie
chwyty, mające na celu kręcenie dramy, co daje nam przesadnie
ckliwą historię nieszczęśliwej miłości. Nuda.
Nikt się nie
spodziewał literackiej inkwizycji
A teraz podnieść łapki
do góry, kto patrząc na tytuł, liczył na emocjonującą opowieść
o seks skandalu w klasztornych murach i tragicznym upadku sługi
kościoła? Co, nikt? Chyba nie chcecie być przesłuchani przez
literacką inkwizycję? W każdym razie, odsyłam Was do gotyckich
powieści grozy, a w szczególności do osławionego „Mnicha”
Matthew Gregory'ego Lewisa. „Niewyznane grzechy siostry Juany” ma
wiele wspólnego z tym utworem i całym nurtem.
Bohaterem gotyckiej
powieści często jest osoba duchowna, najczęściej mnich, ale
ujdzie i zakonnica. Motywy zakazanej miłości, autodestrukcyjnej
żądzy, zbrukanej niewinności, charakterystyczne dla gatunku,
również przewijają się w „Niewyznanych grzechach...”.
Gotyckie zamki i klasztory jako tło akcji – odhaczone. Może
brakuje tylko jakiegoś drobnego wątku fantastycznego do kompletu.
Najistotniejszym
podobieństwem jednak wydaje mi się pewien zabieg narracyjny. W
gotyckiej powieści narrator często deklarował, że opowiadaną
historię poznał dzięki jakimś tajemniczym zapiskom lub
przypadkiem znalezionym manuskryptom. Tutaj mamy podobną sytuację.
Czasy współczesne: Laura Ulloa, szukając w archiwum materiału na
swój doktorat, natrafia przypadkiem na dziennik spokrewnionej z
Juaną zakonnicy i z nich rekonstruuje ukryte fakty z jej życiorysu.
Kyra Galvan rozbudowała
jednak ten motyw do całego osobnego wątku, równorzędnego z
wątkiem życia i romansów Juany. Niestety perypetie Laury stanowią
raczej słaby dodatek, jako że autorka nie umiała zdecydować czy
mają być dramatem obyczajowym czy sensacją.
Nagle okazuje się, że z
jakichś absurdalnych powodów, kościół i rząd nie chcą dopuścić
do publikacji losów Juany. Ta literacka inkwizycja działa jednak
wyjątkowo nieudolnie, bo nie dość, że nie są w stanie zamknąć
ust zwykłej, dość nieporadnej studentce, to jeszcze pozwalają by
kolejne części archiwalnych tekstów miała praktycznie podane pod
nos.
Tak więc gotycka powieść grozy, przestaje sprawiać już wrażenie takiej... groźniej. Chyba ktoś zapomniał naoliwić żelazną dziewicę.






